Bardzo bałam się tego pierwszego tygodnia, powrotu do zdrowego jedzenia (choć muszę zaznaczyć, że znowu aż tak niezdrowo też się nie odżywiałam) i tego, że mogę mieć trudności w dostosowaniu się do nowego trybu życia. Rzeczywiście łatwo nie jest - musiałam w swoje chaotyczne życie wprowadzić element planowania, zwiększyć ilość i jakość posiłków, odrzucić niezdrowe nawyki (najgorszy to codzienna dawka słodkości do kawy latte) oraz zwiększyć aktywność ruchową. Przyznać się muszę, że aktywność ruchowa trochę kuleje, ale pracuję nad tym.
Ogólnie: jest dobrze, choć mogłoby być lepiej, a bałam się, że będzie gorzej ;)
Z innej beczki: wczoraj mój wypad w miasto się przedłużył i musiałam zjeść tam obiad. Wybór padł na wegetariański Green Way, gdzie za kilkanaście złotych dostałam ogromny talerz kaszy gryczanej polanej gulaszem meksykańskim (z mięsem sojowym) oraz 3 surówki, z czego jedna chwyciła mnie za serce, choć wypatrzyłam w niej jedynie 3 składniki: surowy kalafior, koperek i zielony ogórek - pycha :) Porcja była taka duża, że... połowę zostawiłam sobie na drugi dzień :) Pierwszą pułapkę udało się ominąć, ale z drugą już miałam większy problem. Wieczorem poszłam pograć w turnieju Scrabble na żywo i najpierw wypiłam grzecznie wodę mineralną z cytryną, ale po turnieju skusiłam się już na drinka (40 ml Żubrówki + sok jabłkowy Fortuny). Nie był to może duży grzech, ale jednak... Tak czy siak cieszę się, że nie skończyłam gorzej ;)
Meksykański gulasz z soi (Green Way) z surówkami |
Woda mineralna ;) |
Moje dzisiejsze śniadanie :) |