10.10.11

Szalony dzień...


Data dodania: 2011-10-07 18:38


Dzisiaj wyszłam z domu ok. 10.00, a wróciłam ok. 17.00 nieziemsko wykończona.
Tak się złożyło, że miałam spore problemy z dotarciem w dwa miejsca, na
które ostatecznie dojechałam, ale spóźniona. Niestety jeśli chodzi o moją orientację
w Warszawie to ona mocno szwankuje, co czasem doprowadza mnie do szału.
Miałam dzisiaj nawet moment, kiedy chciałam sobie usiąść i się rozpłakać z bezsilności
i złości. Następnym razem biorę ze sobą mapę papierową, bo przy moich umiejętnościach
nawet GPS wysiada.
Wróciłam o tej 17.00 - Misiek na szczęście czekał z obiadem (byłam już wściekle głodna,
a jakoś nie było kiedy zjeść krążków ryżowych, które przezornie ze sobą zabrałam).
Pochłonęłam obiad i chce mi się okropnie spać, jednak nic z tego - za pół godziny jadę
na kolejną misję, z której wrócę po 22.00.
No niestety - trening zrobię sobie jutro.
Aha - dalej wszystko mnie boli po przedwczorajszym wycisku. Mam nadzieję, że do jutra przejdzie :)
Rano się zważyłam - powolutku waga spada :)
Jutro napiszę o moim dodatkowym, specjalnym wsparciu... bądźcie czujni :))
=================================================================
Jedzonko:
Śniadanie:
Mleko bez laktozy + płatki owsiane, otręby żytnie, rodzynki, orzechy laskowe i pół brzoskwini
Obiad:
Łosoś pieczony, 2 ziemniaki, fasolka szparagowa, brokuły, cukinia.
Kolacja:
2 kromki razowca z... gulaszem angielskim z puszki (wiem, nie była to najlepsza kolacja
świata, ale wymyślona była na szybko, a zjedzona na misji, z której wróciłam po 23.00).












































Komentarze:

Anna Szczybura
pycha :))) ja niestety zjadłam coś na szybko bo trzeba bylo zdążyć w kilka miejsc ;)
2 dni 10 godziny 03:13

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz